TafirMudammarat
Forum szlachetnego bractwa Tafir Mudammarat...Zwyciescy zdobywcy!
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum TafirMudammarat Strona Główna
->
Komnata Gościnna
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Adyn
----------------
Komnata Główna
Komnata Sojuszowa
Komnata Domowa
Karczma
Komnata Gościnna
Komnata Sztuki
Kużnia
Nie Adyn
----------------
Informacje o Forum
Archiwum
Bibylioteka
Offtopic
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Katib
Wysłany: Nie 8:37, 11 Mar 2007
Temat postu:
<<krasnolud stał w kościele w Dyjon> Rada jak każda inna <pomyślał szybko ściagając czerwoną czapę i rozglądając sie po świątyni.Coś mówiło mu że zaraz wydarzy sie coś....coś nadzwyczajnego....Rozejrzał kolejny raz,i nagle zobaczył w jakiejś odległości sylwetke rosłego mężczyzny,z nieprawdopodobnie jasnymi włosami.Skoncentrował swój wzrok na Postaci powolnie zbliżającej sie do Rady.Pozostali Tafirczycy odwrócili sie w strone nadchodzącego Mężczyzny.Nagle Katib poczuł na swobie ogień poważnego i zdeterminwoanego spojrzenia> Ukren! <powiedział głośniej,rozpoznawszy już w Postaci swojego przyjaciela,Orka.W jego oczach palił sie płomień zaangażowania,ruchy były pewne i stanowcze,emanowała z niego siła i dobroc.Ork stanął pomiędzy Tafirczykami,a Katib szybkim,ale poważnym krokiem zszedł z podstestu i podreptał do Orka,wyciągnął ku niemu ręke bez jednego palca i rzekł> Ukrenie....Jakże rad jestem,że znowu moge Cie ujrzec.<spojrzał pewniej na Orka> całego i zdrowego....Słyszałem co sie stało,o Exsulu i reszcie...Powiedz,co możemy zrobic żeby Ci pomóc...Bracie <ścisnął mocniej ręke Orka,i uśmiechnął sie w sposób,jaki jeno dla Ukrena był zrozumiany.
Ukren
Wysłany: Sob 23:57, 10 Mar 2007
Temat postu: Ukren - ork o "elfim sercu"
Noc była wyjątkowo jasna, nie tylko przez ścianę gwiazd, pokrywających nieboskłon, i księżyc lśniący niczym słońce. Noc była jasna od ognia, ognia pochodni, przepowiadającego szybką śmierć wszystkim, którzy sprzeciwiają się woli imperatora. Oddziały królewskie przedzierały się przez mroki gęstego lasu, by zadać ostateczny cios orkom, osiedlonym na polanie, w sercu Bezkresnego Boru. Zwiadowca zatrzymał armię zataczając w powietrzu dłonią dwa okręgi. Wzrok wszystkich żołnierzy powędrował na Namiestnika.
- Od dzisiaj, mieszkańcy Tastony, będą mogli prowadzić spokojne, prawe życie. Nikt nie ośmieli się rabować naszych wiosek i wybijać nasz lud! Pokażmy zielonoskórym gdzie jest ich miejsce! Do broni!
Krzyk Namiestnika odbił się echem w ustach imperialistów. Przerażający dźwięk rogu dał sygnał do walki, salwa podpalonych strzał zasypała wioskę orków, rycerze pośpiesznie ruszyli w stronę drewnianych chat. Nie było ratunku dla leśnych barbarzyńców. Łkanie zrozpaczonych kobiet nie zagłuszyło śliskich dźwięków powstałych od uderzenia oręża. Chociaż najazd trwał zaledwie kilka chwil, dym unoszący się nad wioską pozostał tam do dnia następnego. Przepełnione nienawiścią oczy Namiestnika, zaczęły przybierać łagodny kształt.
- Chwała Imperium. Stała się wola Pana, nikt nie ostał się z życiem.
Ale czy na pewno?
- Znowu mnie okłamałeś! Czy już nikt na tym świecie nie może być ze mną szczery? - Della opuściła mieszkanie trzaskając drzwiami.
- Kto mi zgotował ten los? Czy mężczyźni naprawdę są tacy podli? A może, to moja wina... - w zadumie i ze spuszczoną głową elfica udawała się w stronę strumyka. Było to jej ulubione miejsce, tam mogła poczuć prawdziwą jedność z naturą i oddać się medytacji. Usiadła na kamieniu i prześlicznym głosem poczęła śpiewać Pieśń Lasu. Nikt w całej elfickiej wiosce nie miał barwy, chociaż w połowie dorównującej Delli, ale to nie wystarczało jej do bycia szczęśliwą, śpiew nigdy nie zastąpi miłości drugiej osoby.
Dziewczyna nawet nie zorientowała się kiedy nastąpiła noc. Pośpiesznie zerwała się aby wrócić do wioski, ale tego dnia coś ją zaciekawiło, smuga dymu unosząca się nad polaną w środku lasu.
- To pewnie Festi trenuje przed jutrzejszym konkursem magii ognia. - uśmiechnęła się i ruszyła w ową stronę, spragniona towarzystwa dobrego przyjaciela. Jakże wielkie było jej zaskoczenie kiedy ujrzała zgliszcza plemiennej osady. Stosy zielonych ciał były rozrzucone po całej polanie, a zapach wojny podrażniłby nawet smocze nozdrza. Jednakże jeden element nie pozwolił Delli uciec, przez szmer palących się płomieni, przedzierał się słodki i niewinny płacz, płacz dziecka. Elfica pośpiesznie zlokalizowała skąd dochodziło owe skomlenie, podbiegła do składu żywności, pomiędzy kawałkami surowego mięsa leżało dziecię. Orkowe dziecię. Mały, owinięty kawałkiem wełny zielonoskóry, patrzył swoimi wielkimi oczyma na piękną Dellę. Dziewczyna pośpiesznie złapała dziecko i zaczęła biec w kierunku elfickiej wioski.
- Czemu to zrobiłam? Przecież orkowie nas nienawidzą, jeżeli się dowiedzą, rozszarpią nas na kawałki. Ale jak mogłam zostawić bezbronne maleństwo pośrodku lasu? Czy Starsi pozwolą mi na wniesienie go do osady?
Della ukradkiem weszła do swojego mieszkania, nakarmiła orka i położyła go spać, po czym sama udała się na odpoczynek.
- Deli! Deli, wstawaj! - natarczywe pukanie po plecach obudziło elficę. Przy łóżku stała mała dziewczynka.
- Znaleziono orka w twojej komnacie! Ktoś chyba chciał cię zabić! - rzekła mała z wyraźnym zafascynowaniem. Della przetarła oczy, zielonego dzieciątka nie było.
- Co się z nim stało?!
- Strażnik zabrał go do Starszyzny, teraz osądzą jak się go pozbyć.
Bez wahania elfica wybiegła z domu i pędem udała się do Świątyni. W klatce, w nawie głównej, leżał zamknięty mały ork, obserwowany przez Starców.
- Oddajcie go! - krzyknęła rozpaczliwie Della.
- O tym właśnie chciałem mówić. - odparł najstarszy z kapłanów.
Rozmowa była długa i trudna, ale zakończyła się owocnie.
- Dobrze więc, możesz zatrzymać te dziecię, ale jeżeli lud elfów przez nie ucierpi, zostaniesz wygnana z Bezkresnego Boru.
- Zgadzam się, mistrzu... - z rozdarciem odparła dziewczyna. Była to bowiem dla niej szansa na ofiarowanie komuś swojej miłości, ale uwieńczona ryzykiem konfliktu ras.
- Ukren, zagraj to jeszcze raz! Prosimy! - gromada elfickich dzieci oblegała orka siedzącego przy fontannie.
- Nie mam już siły w płucach kochani, gramy w najszybsze stopy? - z radością odpowiedział zielonoskóry podnosząc nogi wysoko. Z kwiecistej alei wyłoniła się znana postać, Della, która mimo upływu lat wciąż była piękna jak kwiat róży.
- Witaj Ukren, widzę, że znowu bawisz się z dziećmi, zamiast pomagać przygotowywać sprzęt bojowy.
- Walka nie ma dla mnie sensu, na świecie jest tyle pięknych rzeczy do doświadczenia, a my mamy walczyć i zadawać sobie ból?
- Wiesz dobrze, że wojna nie rozpętała się z naszej przyczyny. Przykro mi to mówić, ale orkowie znów palą wioski naszych sprzymierzeńców, nie chcemy złamać przysięgi dlatego musimy stanąć do walki.
- Ciągle nie mogę pogodzić się z tym, że wywodzę się od nich. Nie rozumiem, czemu w nich taka chęć grabieży? Dlaczego nie możemy zawrzeć sojuszu?
- Próbowaliśmy już, nic nie doszło do skutku. A ty... musisz walczyć, jesteś najsilniejszy w całej osadzie.
- Jeżeli nie ma innej drogi, to tak uczynię, matko.
- Błogosławię cię, bo nie chcę cię stracić. Oby to była już ostatnia bitwa w tej wojnie. - rzekła Della całując Ukrena w czoło.
Zbliżał się zmierzch kiedy oddziały elfickie, z orkiem na czele, poprawiały ostatnie elementy uzbrojenia.
- Dzisiaj zadamy ostateczny cios, ta wojna musi się kiedyś skończyć! - wyrzucił ze zrozpaczeniem jeden z łuczników, kiedy nagle zwiadowca dał znak, aby przyjąć pozycje obronne. Horda zielonych barbarzyńców nacierała w stronę bram wioski. Ze strony elfów padły pierwsze strzały, za nimi następne. Wróg był już na wyciągnięcie dłoni.
- To ork! Mają naszego! Co tam robisz samobójco?! - dziesiątki okrzyków z atakującego tłumu biły się o elfie uszy. Lecz Ukren nie zwracał na to uwagi, wiedział, że tak naprawdę jest orkiem tylko z wyglądu, Wiedział, że w duszy kocha las i kocha innych. Płakał kiedy musiał zabijać, jego łzy rozpryskiwały się na zbrojach rasowych pobratymców i paliły jak ogień strzał. Mimo usilnej obrony szala zwycięstwa zdawała się przechylać na orkową stronę. Kiedy wiktoria atakujących była tylko kwestią czasu, na polu bitwy pojawiła się ona, piękna Della.
- Co tu robisz?! Oni cię zabiją! - krzyknął przerażony Ukren i począł biec w stronę matki.
Bohaterska Pieśń zagrzewała elfy do walki z całych sił. Sytuacja nagle się odmieniła, dzięki pomocy Delli oddziały obronne ruszyły do przodu taranując atakującego wroga. Orkowie, dużo nie myśląc, przenieśli swoje armie, kierując je w stronę śpiewającej dziewczyny.
- Uciekaj stąd matko! Nie mogę stracić cię w ten sposób! - Ukren gnał jak najszybciej, rozcinając sobie drogę toporem poprzez wrogie wojska. Ale były one już blisko, na tyle blisko, że celne uderzenie miecza zagłuszyłoby niebiański śpiew. Nie przestawała, wiedziała, że gdy umilknie jej syn zginie. W oczach Ukrena błysnęło ostrze, ostrze które znajdowało się tuż nad głową jego matki. Rzucił się z największa siłą, równą sile bogów. Odepchnął Dellę. Ostrze miecza zanurzyło się w jego czaszce pokrywając orków krwią, elficką krwią. Chociaż najazd trwał zaledwie kilka chwil, dym unoszący się nad wioską pozostał tam do dnia następnego.
Lata mijały, wiele wydarzyło się w dziejach wszechświata, ale jedna rzecz szokuje wszystkich do tej pory. Czemu Paagrio tchnął życie w zrebeliowanego orka? Co robi Ukren spowrotem wśród żywych?
Kiedy tylko jego dusza znów złączyła się z ciałem powstałym z popiołu wiecznego ognia, wieść o tym rozeszła się w podziemiach elfickiej wioski. Obeznani w pisamach wybrali jedną z najmądrzejszych elfic w osadzie. Egani, matka Zakonu Jednorożca dostała za zadanie sprowadzić orka do elfickiej wioski i ocalić go przed niechybną śmiercią. Tak też uczyniła. Drugie dzieciństwo Ukren spędził również w wiosce elfów, tam powoli przystosowywał się do obecnego świata, zupełnie innego od tego który znał do tej pory. Nie było łatwo, tutejsze elfy nie akceptowały zielonoskórego, niezależnie od tego co im mówił. Musiał więc wracać, do osady wiecznego ognia. Tam przyswoił orkową filozofię, która jakże odbiegała od tej jakiej nauczył się od elfów.
Życie stawiało mu na drodze coraz to nowe przeszkody, musiał zabijać, przywykł już do tego. Za niedługi okres został orkowym łowcą, wtedy to wyruszył w świat pogłębiać wiedzę, szukać własnego celu i przede wszystkim odpowiedzi na pytanie: Czemu Paagrio tchnął życie w zrebeliowanego orka?
W swoich podróżach poznał wiele różnych charakterów, przyjaciół, nawet wrogów. Wyróżniał się z tłumu, miał niespotykane jak na orka, jasne włosy i posługiwał się bogatym słownictwem, a jego zachowanie nie daleko odstawało od modelu miłosiernego elfa. To musiało wywołać podejrzenia wśród tłumów, a szczególnie w szeregach Ghash Angath, gildii wyznawców wiecznego ognia zrzeszających orków z całego świata. Na domiar złego Ukren postawił sobie cel. Odbudować dawną, przedwojenną reputację orków, jako mężnych strażników Gigantów. Obalić stereotyp brudnego, głupiego zielonoskórego, któremu zależy tylko na zabijaniu. Środkiem do celu miał być legion, zrzeszający orkowych wojowników którzy również pragną pokazać światu kim sa naprawdę i nie robić tego siłą, ale wizerunkiem.
Zdarzyło się dnia pewnego, że Ukren zawitał na tor wyścigowy potworów, zaraz obok areny walk. Tam został zaczepiony przez nadzwyczajnie rosłego orka z opaską na prawym oku. Zwał się Exsul, dowódca Ghash Angathu. Pierwsze pytanie które wręcz zmroziło Ukrena brzmiało: To ciebie zwą orkiem o elfim sercu? Powiedział prawdę, przecież nie znosił kłamstw. W kilka chwil na miejscu pojawiło się kilku sługusów wodza. Po ostrej wymianie zdań przyciesnęli Ukrena do ziemii i zagrozili, że jeżeli ciągle będzie szerzył swoje poglądy skończą z nim. Odszedł bez słowa.
Minęlo kilka dni, odpoczywając na rynku w Dion, Ukren usłyszał krzyk przepitego, jednakże jak się później okazało, nadzwyczaj sympatycznego krasnoluda: Czas na popijawę! Mimo, że ork nie gustował w alkoholu, skusił się na dołączenie do niskiego i spędzenia czasu w jego towarzystwie. Tak też poznał się z Katibem, przywódcą gildii pod białą gwiazdą. Dalsze losy toczyły się coraz szybciej, poznawał kolejnych człownków Tafiru, spotykał orków, którzy po raz pierwszy go widząc grozili mu, że go zabiją, walczył o przetrwanie.
Z Tafirem, przeprowadził dużo rozmów, był zdania, że to oni moga mu pomóc na drodze w realizacji jego planu i kiedy różne drogi już zawiodły, pomyślał, że może po prostu wstąpi w ich szeregi, bedzie to szansa dla niego, jak i szansa dla świata.
W nawie głównej Diońskiego kościoła rysuje się obraz, niewyraźny przez otaczający go mrok. Przez witraże przebijają się promienie wschodzącego słońca. Powoli pojawia się wyraźny zarys rosłego mężczyzny. Światło wypełnia całą świątynię. Stawiając powolne kroki ork zbliża się do rady Tafiru. Jego wzrok twardo wbity w oczy Katiba jest przepełniony powagą i zaangażowaniem. Ze scholi słychać chóry anielskie z akompaniamentem organów z kości słoniowej. Jak zakończy się ta nadludzka walka na spojrzenia?
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001 phpBB Group
Chronicles phpBB2 theme by
Jakob Persson
(
http://www.eddingschronicles.com
). Stone textures by
Patty Herford
.
Regulamin